Pierwsze Szczecińskie Warsztaty Gospel. Coś cudownego ! To coś, czego nie da się opisać słowami, po prostu trzeba bylo tam być!
W piatek o 19:00 wyjechaliśmy z Koszalina, co by się zakwaterować, urządzić, etc. Mieszkaliśmy w bursie, w pokojach uczniów, ktorzy wyjechali na weekend. Wiele z ich rzeczy zostalo, zwała była jak nie wiem, bo chłopaki mieli u siebie w pokoju jakieś plakaty Dody, i już się chcieli stamtąd wyprowadzać, hahaha :D Za to u nas na drzwiach był cały tekst "Ody do młodości" Oczywiście spania było bardzo mało, bo chichrałyśmy się jak głupie do 2 w nocy,a kumpel przyszedl nas odwiedzic, i nagle nistąd, nizowąd (jakkolwiek się to pisze) wparował dyrygent, no i za Pawełkiem to tylko sie zakurzyło, tak uciekał :)
W sobotę od 9 rano próby aż do 18:00 z małymi przerwami. Śpiewania co niemiara. Było ok 200 osób z różnych chórów, klimat niesamowity. I czarnoskóry Brian z USA, który to wszystko nakręcał. Później udało nam się pojechać do Galaxy na małe zakupy, a w niedzielę znów proby od 9 rano...
A o 20 koncert w Szczecińskiej Katedrze! Tłum ludzi, przyłączyli się do nas !... po prostu bosko!! Sporo osób się popłakało.. to było piękne... A już się bałam, że przyjdą jakieś Moherowe Berety, i zaczną marudzić, ze w Kościele to tak nie wypada, skakać, klaskać, i machać szalikami (to był akurat spontan) :D Takie chwalenie Boga jest naprawdę dużo lepsze, od tego smutnego, które znamy na codzień....
Ogólnie było wspaniale, to przeżycie, które na dłuuuuugo zostanie w mojej pamięci. Do autokaru wracaliśmy wszyscy prawie lecąc....
A dziś powrót do szarej rzeczywistości... ja krokiem, hmmm... "tańczącym" szłam korytarzem, podśpiewując pod nosem, a wszyscy na mnie dziwnie patrzyli. Pomyślałam sobie, "O biedne, smutne dusze..."
Czuję się jakby wyrosły mi skrzydła !!!